(Jesli dobrze policzyłem oczywiście ale chyba się zgadza gdyz trasa nie wiodła najprostszą drogą według Google maps a i tam i tu sie gdzies zboczyło , a to do sklepu a to na nocleg i się uzbierało, ale zmeczony się nie czuje i wracam chyba tez rowerem )
Poniedziałek 4 czerwca 114km
Który to dzień wyprawy niewiem, czas szybko leci choć ostatni tydzień mi się nawet dłużył bo jazdy było niewiele. W końcu dziś mogę wjechać do Rosji na granicy pogadanka że strażnikami czemu nie kibicuje Niemcom skoro mam ich paszport , jak długo jadę gdzieś śpię i czy piję wódkę po drodze z miejscowymi ;) , odpowiadam wyczerpująco więc życzą szerokości i mogę jechać . Jeszcze przed granicą wymieniam pozostałe hrywny dostaję 1000 rubli , ale to praw konsumentówie nic rosyjska SIM karta + drobne zakupy i połowy już niema , jutro w Brańsku muszę wymienić Euro bo po drodze już kantoru nie było. W porównaniu do Ukrainy puki co niewiele się zmieniło , jedyne co zauważyłem to toalety na przystankach autobusowych z prawdziwego zdarzenia, a nie jakieś wychodki z dziurą. Trochę problemem okazało się znalezienie dobrego miejsca na nocleg ( albo zrobiłem się wybredny). W końcu zdecydowałem się na lasek z brzozami dość blisko głównej drogi , ale nie przeszkada mi to rano szybciej wrócę na trasę
Wtorek 5 Czerwca 119km
Jako że wczoraj nie kupiłem chleba to rano jak prawdziwy kolaż przed startem jem na śniadanie makaron. Muszę to jednak wziąść pod uwagę że po drodze może nie być sklepu co chwilę i trzeba nadrabiac km po watpliwej jakości drodze. A wczoraj ochoty na to nie miałem. Jedzie się całkiem dobrze dopiero później mocno wieje i budowa przed samym brianskiem gdzie dziś śpię w hotelu , bo podobno trzeba jakiś obowiązek meldunkowy dla turystów wypełnić i wyprać swoje brudne rzeczy trzeba, więc rano napisalem bratu żeby znalazł mi coś taniego. Za 800 rubli ma być łóżko pralka i sauna , więc motywacji do pedalowania nie trzeba, wcześniej muszę jeszcze wymienić Trochę Euro jako że kantoru nie znalazłem idę do banku , tam obsługa strasznie niemiła pani przeszkadzało wszystko moje lekko pogniecione banknoty sprawdziła kilka razy w końcu przyjechała tylko 2*50 , ale spoko do Moskwy starczy na Ukrainie wydawałem coś koło 5 euro na dzień ( oprócz finału ) a tu ceny podobne . W hotelu niestety pralka zepsuta a sauny niema , noc cóż robię pranie ręczne i później odpoczynek wygodnym łóżku. Jutro ruszam na Smoleńsk i tak jestem do przodu nie pomyślałbym że tak super będzie się tu jechało na wschodzie , więc przesunąć na wcześniej gościne będę w Moskwie szybciej może nawet na otwarcie mundialu .
Środa 6 czerwca 92km
Rano po śniadaniu dostaję, odpowiedni kwit meldunkowy ( niewiem czy będzie kiedyś potrzebny ważne że jest w razie kontroli ) i w drogę, mimo słońca zimno , wiatr wieje mocno że trzeba kurteczkę założyć, a kiedy obok przejeżdża ciężarowe niekiedy trudno na no drodze się utrzymać , po 30km przerwa jakiś obiadek i resztę prania dosuszyc mimo pochmurnego nieba padać. Padać myślę nie powinno a słońce też pokazuje się co jakiś czas do Smoleńska koło 200km po jutrze powinien być jak wszystko pójdzie sprawnie , mimo wiatru i lekkiego chłodu droga mija sprawnie koło 18 skręcam w boczną drogę i znajduje zaganijnik idealne osłonięty od drogi a i ochrona od wiatru będzie, ledwobzdążylem rozbić namiot zjeść kolację a zdążyło się rozpadać, zobaczymy jaka pogoda zastanie mnie rano.
Czwartek 7 Czerwca 121km
Noc była chłodna i mimo słońca o poranku z rana jedzie się kiepsko do 8 jest po prostu zimno , dalej pogoda też w kratkę , ciemne chmury cały czas wiszą gdzieś w powietrzu ale o dziwo cały dzień nie popadało nic . Poza tym dzień minął najzwyczajniej monotonnie, prosta droga momentami całkiem świeży asfalt i pedałuje cały czas do przodu , nic ciekawego po drodze w zasadzie mnie nie spotkało takie dni też na wyprawie się zdarzają. Cel na jutro -Katyń
Piątek 8 Czerwca 99km
Rano powoli zwijam namiot i w drogę, do Katynia trzeba odbić trochę na zachód przed Smoleńskiem więc akurat wieje w twarz da się to odczuć ,ale słońce wyszło na dobre więc tuż przed zwiedzaniem przerwa na kąpiel w stawie i obiad przy okazji. W samym Katyniu zwiedzających niewiele, jedynie jedną grupa z rosyjskim przewodnikiem , ale to dobrze można w ciszy się skupić na tym co tu się wydarzyło, a zginęło tu także wielu innych osób niż tylko polscy oficerowie o czym nawet wcześniej nie wiedziałem. Dalej kieruję się do Smoleńska zwiedzam trochę, do centrum trzeba było trochę pod górkę podjechać 12% według znaku , spowrotem już w dół na wylot z miasta , mijam lotnisko gdzie doszło do katastrofy niestety tam gdzie ma być pomnik albo jakaś tablica teren zamknięty i ogrodzony a za płoty szczeka już na mnie duży pies ,nie pierwszy raz na tej wyprawie zresztą. Za chwilkę jestem już na głównej drodze do Moskwy teraz już tylko prosto i naprawdę niedaleko. Trzeba szukać noclegu w Moskwie wcześniej gdyż myślę na wielkim luzie zdążę otwarcie 14 czerwca.
Sobota 9 czerwca 62 km
Nim się ogarnę jest prawie 9 rano, tak leninowo nie ruszałem jeszcze, być może dlatego że spałem na strasznych nierównościach i prawie całą noc szukałem odpowiednie pozycji do spania. Po za tym na miejsce do spania w Rosji nie narzekam zawsze coś jest odpowiedniego w miarę blisko trasy. Odczuć można za to zmianę pogody, niby słońce świeci a jednak z chłodnym wiaterkiem trzeba jechać w bluzie . Widząc na znakach ile pozostało km robię już o 14 fajrant akurat znalazłem staw tuż przed wioska , do wioski nie ma ani co wjeżdżać parę takich sobie domków i gdzieniegdzie pasące się kozy. Mam coś do poczytania więc popołudnie spędzam w twórczy sposób a nie tylko na leniuchowaniu wieczorem rozpalalam małe ognisko piwko i spać choć dni na wschodzie są dłuższe niż u nas ciemno robi się po 22 a wschód już nawet po czwartej.
Niedziela 10 czerwca 42 km
Droga prawie jak autostrada , pogoda dla rowerzysty idealna nie wieje, i nie za gorąco , więc gdyby nie fakt że dziś niedziela, ruszyłem dopiero po 9 , do celu już niedaleko i niema się co śpieszyć , a poza tym średnio mi się chce ( niepotrzebne skreślić ) zrobiłbym pewnie 150 albo i wiecej km a tak skończyło się na zalewie 42 , co raczej jest rekreacją a nie maratonem. Ale co tam widoczne tak ma być tym razem więcej odpoczynku niż jazdy , po wizycie w cerkwi i szybkie zakupy a potem rozbijam się tak jak wczoraj gdzieś na stawem , dostępu do wody jednak niema teren mocno bagnisty , namiot rozbijam tuż obok pozostawionego miejsca na ognisku po poprzednikach którzy jak to niestety zwykle bywa zostawili też sporo śmieci . Resztę dnia spędziłem tak jak wczoraj , jutro że 100km trzeba już zrobić.
Poniedziałek 11 czerwca 151km
Rano słoneczko aż wbija się do namiotu, a prognozy mówiły o pochmurnym dniu i deszczu , no cóż niema co się do nich zbytnio przywiązywać szczególnie w lecie i jak się cały czas przemieszczam . W Rosji jeszcze nie zmokłem i oby tak zostało . Jedzie się rewelacyjnie droga absolutnie top pewnie zostanie tak już do Moskwy, do tego ulubiona muzyka i prędkość jazdy sama rośnie, a jak się dostaję info że z noclegiem wcześniej nie będzie problemu ( choć trochę daleko centrum ) to nogi aż same rwą się do jazdy . Nawet mimo sporego ciepła a momentami upału do 18 udaje się wykręcic 150 km a średnia prędkość chyba pierwszy raz na dzień przekroczyła 20km/h . Tak się rozkręciłem a jeszcze tylko 2 dni i przerwa od jazdy , a spowrotem zobaczymy, jeszcze myślę jako wrócić sił na pewno nie zabraknie
Wtorek 12 czerwca 107km
Ciepła noc i poranek , mimo wszystko cięzko wychodzi się że śpiwory. Jedzie się dobrze do momentu aż łapie kapcia ( dopiero drugi na wyprawie więc źle nie jest ) kiedy zmieniłem dętkę akurat pojawiły się opady , i lekki deszczyk towarzyszył mi do samego końca . Pod makretem jakiś pan mnie zagadał czy jadę z daleka i bez słowa dał mi 50 rubli , wszystko działo się tak szybko że ledwo zdarzylem podziękować, ludzie generalnie w porządku i uczynni i myślę że jak by zaszła potrzeba pewnie by mnie ugościli i przenocowali , puki co jednak pogoda dopisuje a miejsca na biwak są zawsze odpowiednie i zawsze czuje się bezpiecznie. Im bliżej Moskwy tym większy ruch, jakieś drobne stłuczki i od razu gigantyczny korek, który oczywiście omijam poboczem tak jak i niektóre samochody , kultura jazdy taka jak w Polsce albo jeszcze gorsza. Po 100km szukam miejsca na nocleg znajduje bez większych problemów rozbijam namiot zjadam resztę zapasów i odpoczynek . Na jutro zostało niewiele choć pewnie bez przeciskania się w korkach się nie obejdzie
Środa 13 czerwca 119 km
Kiedy cel już blisko , niema problemu w motywacją i tym żeby rano wcześnie wstać. Ruch spory a droga przekształca się nagle według znaku w ekspresową , ale co tam zakazu nie było a kierowcy też nie trąbią, ja jadę sobie pasem awaryjnym na wschodzie wszystko można później i tak tworzą się korki i samochody nie poruszają się szybciej niż ja na rowerze. Dojeżdżam do Miasta i skręcam gdzieś zjeść resztę zapasów , później kieruję się najpierw na Łużniki ( oczywiście zamknięte dziś dla zwiedzających trwają pewnie ostatnie prace ) - główna arenę MŚ a potem na centrum , po drodze mijam FAN Zone i uniwersytet moskwiewski , wystarczy zjechac trochę z głównej drogi i ruch już mniejszy, nawet jak na tak na wielkie miasto. Wjeżdżam do centrum , szukam drogi między turystami na plac czerwony i niestety nie znajduje , w końcu podjeżdżam bliżej i widzę że nic z tego pełno wojska , policji i zakaz wstępu dla zwiedzających przynajmniej dziś, trudno robię sobie pamiątkowe zdjęcie gdzieś w pobliżu , swoim rowerem zwracam na siebie uwagę niektórych kibiców, turystów jakiś dziennikarzy i a ekipa Polsat News była w pobliżu , więc udzielam wywiadu podobno jestem pierwszym polskim kibicem którego spotkali w Moskwie, możliwe że tak jest w końcu do meczu jeszcze parę dni. Później jeszcze trochę jeżdżę po okolicy , choć w ścisłym centrum lepiej obładowany rower odstawić i zwiedzać na piechotę. Po południu kieruję się już na wylot z miasta , nocleg w bardzo ładnym domu choć daleko od centrum godzinę jazdy pociągiem i gospodyni mówi tylko po rosyjsku- jej córka będzie dopiero na weekend i niema tu Wifi ale narzekać absolutnie niemam prawa narzekać , podczas podróży wymagania są mniejsze i docenia się to co jest.