Ruszam rano po 6 do pokonania 150km niby odległość normalna jak na wyprawy ale na pierwszy dzień sporo zawsze potrzeba czasu aby się znowu w tryb wyprawy wkręcić. Prognozy pogody zapowiadały sporą szansę na opady. Z początku jechało się całkiem świetnie- dało się odczuć że wziąłem troszkę mniej bagażu, droga na Kraków znajoma (aczkolwiek znaki trochę przekłamują odległość ) więc nic tylko pedałować do przodu kiedy minął en Sosnowiec ( wjeżdżać na kole a wyjeżdżając na rowerze ;) zaczęło troszkę padać. Schronilem się i zjadłem coś w maku które raczej zamierzam omijać na tej wyprawie. Dalsza jazda mimo deszczu i dosyć sporego ruchu samochodowego przebiegła sprawnie, nocleg mam na przedmieściach u młodego małżeństwa i ich 6 miesięczniej słodkiej córki.
Dzień 2 8:20-17:05 czas jazdy 6:10 109km
Wczoraj świetnie się rozmawiało o podróżach moje wyprawy to przy niektórych ludziach naprawdę pikuś ale jeszcze jestem młody więc niema się czym przejmować -jak Bóg pozwoli jeszcze wiele wypraw przede mną. Dziś jednak wcale nie chciało się ruszyć , pochmurnie i bez deszczu się pewnie nie ominie. Raczej staram się omijać wielkie miasta ale że do rynku kawałek zdecydowałem się podjechać i zrobić zdjęcie takie żeby było ;) wybitnym fotografem nigdy nie byłem. Do pokonania mniej km niż wczoraj, ale się rozpadało a po drodze nie było nawet nawet suchego miejsca żeby się zatrzymać, najlepszym wyjściem wiata przystanku autobusowego na którym żadnego rozkładu jazdy raczej nie uświadczysz .pod koniec pogoda się poprawiła i do chatki która stoi praktycznie w lesie ,gdzie niekiedy sarenki do okna zaglądają dojechalem suchy. Gospodarz miły starszy pan wyszedł po mnie na drogę gdyż sam pewno bym tam nie trafił. Takiego noclegu jeszcze nie mialem można było poczuć wiejskie życie z dawnych lat. Prąd do naładowania telefonu w zupełności mi wystarczył a veganski posiłki były bardzo smaczne i pełne wartościowych witamin.
Dzień 3 8:20-17-40 101km czas jazdy 6:14
Miło się spało rozmawiało a jako że nie miałem żadnego celu na dziś wyjechałem dosyć późno. Z początku były nawet górzyste tereny nim dojechałem na główną drogę. Koło 11 chwilka postoju by udzielić informacji do radia o dotyczasowym przebiegu trasy. Do następnego postoju pogoda jako tako dopisała ale później rozpadało się na dobre przejechałem szybko przez Rzeszów nie robiąc nawet żadnych zdjęć po drodze i za miastem rozbilem już
namiot co w tych warunkach nie było za bardzo przyjemne, ale cóż na pogodę nie ma co narzekać. Podróż do Mediolanu też rozpocząłem w deszczu a skończyło się pięknym słońcem i zwycięstwem, oby było tak samo tym razem
Dzień 4 8-30 -19 64km czas jazdy 3:37
Dziś do przejachania max 70km więc tym bardziej nie chciało się wyjść z suchego niamiotu. W nocy przydały się zatyczki do uszu które skutecznie zatrzymały dźwięk kropli deszczu uderzających o namiot i śpiew ptaków o poranku . Jazdy było niewiele a jako że moim gospodarze byli w domu dopiero wieczorem skupiłem się na odpoczynku i odpisywaniu na zaległe wiadomości w końcu niewiadomo jaki będę miał internet na Ukrainie był tez czas na mszę świętą w pięknej bazylice po drodze.
Tym razem gościło mnie małżeństwo nauczycieli a głównym tematem rozmowy były lesne zwierzęta, dowiedziałem sie min że w pobliskich lasach są wilki ale boja się ludzi ,za to w pobliskich bieszczczadach jest niedźwiedź ktory jesienią sieje spustoszenie w pobliskich pasiekach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz